Post by _Master_Post by Robert TomasikWyższa konieczność by była, jakby nie było tam innych miejsc
parkingowych. Wiemy, że nie było? Czy jeden postawił i reszta za nim
bezmyślnie, bo nie chciało się kawałek dalej przejechać?
Jak parkowali to nie było. Czy każdy policjant to debil że tego nie rozumie?
Skąd wiesz, że nie było? Po prostu pytam, bo ja nie wiem, a w dostępnych
materiałach mowa o tym, że "było już mało". Nawet dziennikarze, którzy
napiętnują policjantów nie twierdzą, że nie było. Byłeś tam? Widziałeś?
No ja nie byłem. Policjanci, skoro wkładali wezwania pewnie byli.
Nie twierdzę, że te wezwania były najmądrzejszym pomysłem. Może
wystarczyło spisać do notatki numery rejestracyjne, albo zrobić
oględziny i sfotografować te samochody. Jak już pisałem, nawet uznanie,
że to była sytuacja "wyższej konieczności" nie zmienia faktu, że
właściciel terenu może z OC tych pojazdów naprawić rozjechany trawnik i
pasowałoby znać sprawców.
Czy karać za parkowanie na trawniku, to osobna sprawa. Pewnie wartość
pojazdu, czy utrata tej wartości spowodowana zalaniem byłaby większa,
niż zniszczenia trawnika. Ale nadal nie widzę (co nie oznacza, ze go nie
ma) powodu, by to właściciel trawnika miał ponosić konsekwencje
finansowe tej akcji.
Ja osobiście dostrzegam akurat tu inny problem. To, że niżej położona
część miasta jest zalewana nie jest rzeczą niedającą się przewidzieć.
Nawet to, ze ma to miejsce raz na ćwierć wieku nie usprawiedliwi służb
odpowiedzialnych za ten stan rzeczy za brak planu. Czy nie uważasz, że
jeszcze zawczasu w planie "obrony miasta przed powodzią" powinno być
rozpisane z których ulic i gdzie mają pojazdy ewakuować ich właściciele?
I może i ten trawnik powinien zostać wyznaczony, ale wówczas by było to
legalne. Są miejsca ewakuacji ze szkół przykładowo i nawet są do tego
znaczki (miejsce zbiórki). Może należałoby pomyśleć o czymś podobnym.
Przecież ilość możliwych do zaparkowania na danej ulicy (parkingu)
pojazdów jest do oszacowania.
Co za problem w skali miasta ustawić tabliczkę z komunikatem, że w razie
alarmu przeciwpowodziowego kierujący z tej konkretnej ulicy (parkingu)
ewakuują pojazdy w dane konkretne miejsce. Ogłaszamy alarm
przeciwpowodziowy. Określone służby (Straż Miejska, Policja, czy kto tam
jest wyznaczony) uruchamiają parkingi. To nie są jakieś kosmiczne
technologie. Można przepatrzeć miasto i poznajdować takie w miarę
bezpieczne miejsca "na wszelki wypadek". Pewnie jakieś parkingi pod
centrami handlowymi, może i nawet właśnie jakieś trawniczki. Wówczas za
ewentualne szkody chyba płaci Wojewoda. No ale można również w takiej
sytuacji jakoś przygotować taki trawnik pod przyjęcie pojazdów. Są różne
sposoby - jakieś plastikowe kratki przykładowo.
Inny pomysł, to mamy w komputerze "na wszelki wypadek" takie "nakazy
ewakuacji", gdzie jest wskazany parking oraz numer miejsca. Może być
nawet mapka. Do następnej powodzi mamy pewnie kilka lat. W chwili alarmu
przeciwpowodziowego uruchamiamy akcję. Straż Miejsca idzie i wkłada za
wycieraczkę po jednym "nakazie ewakuacji". Kierowca przychodzi, zabiera
i wkłada za szybę ów nakaz i stanowi to jednocześnie pozwolenie do
zajęcia określonego miejsca. Takie nakazy można zawczasu wydrukować i
przechowywać, by rozplombować pudło w chwili alarmu. Można też ustawić
strażnika na takiej ulicy do ewakuacji i rozdawać to uciekającym kierowcom.
Jak by się tu jeszcze kilku MĄDRYCH wypowiedziało, to pewnie da się taką
rzecz jeszcze rozwiązać na kilka innych sposobów. Jak znam podobne
sytuacje awaryjne, to tam zawsze burdel jest i nie zdziwił bym się,
jakby na pobliskich parkingach było pusto, a ludzie poustawiali na
trawnikach samochody, bo pierwszy tam zaparkował.
--
(~) Robert Tomasik